Przygód ciąg dalszy.
Właśnie jesteśmy po wymianie biura architektonicznego.
Kilka miesięcy temu (14 lutego) Zlecilismy pewnej firmie x z Przyłęku k. Nowego Tomyśla adaptacje projektu i zalatwienie wszystkich formalności wraz z uzyskaniem pozwolenia na budowę. Po wizycie u nich obiecano nam (byliśmy we wtorek) ze do piątku zostanie złożony wniosek o WZ. Miało to trwać ok miesiąca( warunki juz były wydane dla 8 dzielek) wiec mieliśmy tylko przepisać na naszą działkę. Od ok 20 marca zacząłem się dopytywac o postepy. Dzwonie, nikt nie odbiera. Znowu, nic. I tak kilkanaście razy. W końcu wysłałem wiadomość i pytam się co i jak? W odpowiedzi dotarłem ze papiery w gminie i trzeba czekać. No to czekam. Połowa kwietnia. I znowu dzwonie. Nic. Znowu dzwonie i nic... piszę, odp trzeba czekać. Pytam się ile? Jeszcze kilka dni. Pytam się o adaptacje. Jeszcze jest czad wszystko będzie ok. Ale się w....m i postanowiłem zadzwonić do gminy. Tel w rękę. Foocall doładoway i dzwonie. Dodzwoniłem się. Wyjaśniłem o co chodzi. Pytam się kiedy złożono prośbę o WZ. A pan mi na to 20 marca. Myślałem że mnie krew zaleje. Telefon dzwonie do firmy x bo obiecali coś innego a oni ze tak wyszło. Czasu nie mieli bo poza mną mają wielu klientów. Żona mnie uspokoiła. Podziękował em i się rozlaczylem. Zacząłem szukać tak w razie W inneg biura które może wprowadzić moje zmiany i zrobić adaptacje. A Pan architekt od razu mi powiedział ze.przy moich zmianach to projekt na zamówienie wyjdzie podobnie albo i taniej. Firma x tego nie powiedziała tylko było ok. Zrobimy spoko itd. W końcu znowu dzwonie do firmy x. Nic. Dzwonie. Nic. Dzwonie .nic pisze. Co się dzieje? Odpowiedź. Byłem w sądzie . Drugi dzień. Dzwonie. Itd, itp. Byłem w ZUS. Itd itp.
RESZTĘ DOKOŃCZE JUTRO JEŚLI BĘDZIE KTOKOLWIEK CHĘTNY ŻEBY TO PRZECZYTAC. A TETAZ LECE SPAC BO DO PRACY TRZEBA WSTAĆ.